Szybcy i Wściekli: jak z nielegalnych wyścigów zrobić filmy akcji

Szybcy i Wściekli: jak z nielegalnych wyścigów zrobić filmy akcji

Data publikacji: ID: 6584bfb19c80b

Samochody w życiu ludzi, a częściej mężczyzn, to bardzo ważna kwestia. Jaki model, silnik, co tam w duszy naszego pojazdu gra. Obecnych fanów motoryzacji bardzo często łączy jeden, wspólny mianownik. Jest nim seria Szybcy i Wściekli, która zadebiutowała na ekranach już 20 lat temu. W tamtych czasach te filmy polegały jeszcze na nielegalnych wyścigach, odpicowanych samochodach i pięknych kobietach.

Dwadzieścia lat później do kin trafia dziewiąta część z tego uniwersum, a sam zamysł zmienił się o 180 stopni. Zbytnio nie zmieniła się natomiast obsada, oczywiście wykluczając stąd oczywistości, jak brak Paula Walkera. Od kilku części coraz mniej widzimy na ekranach świetnych samochodów, o nielegalnych wyścigach nawet nie wspominając.

Cała seria poszła raczej w kierunku filmów obfitych w akcje, trochę takich Marvelowskich superbohaterów, którzy na dodatek potrafią jeździć szybkimi furami. Sprawdźmy, jak wyglądała historia całej sagi, szukając przyczyn zmiany podejścia w kręceniu Szybkich i Wściekłych.

Czasy nielegalnych wyścigów

Seria zadebiutowała w 2001 roku z filmem „Szybcy i Wściekli” z Vinem Dieslem i Paulem Walkerem w rolach głównych. Motywem przewodnim produkcji było rozpracowanie przez policję, kto stoi za porwaniami ciężarówek z magnetowidami. W tym celu Brian (Paul Walker) wszedł w świat nielegalnych wyścigów, wkupując się w łaski Dominica Toretto (Vin Diesel). Na początku Brian posługuje się fałszywym nazwiskiem Spilner, ukrywając swoją tożsamość przed nowymi przyjaciółmi.

Główny bohater jest rozdarty, ponieważ polubił ekipę Toretto, z drugiej strony ma do wykonania policyjne obowiązki. Dodatkowo Brian zakochał się w siostrze Doma, Mii, która odwzajemnia jego uczucie. Nareszcie w krytycznym momencie O’Conner ujawnia się, dzięki czemu jest w stanie uzyskać pomoc dla jednego z członków gangu.

To jednak przekreśla go w oczach Dominica, który czuje się oszukany. Ostatecznie panowie dochodzą do zgody i rozchodzą się w swoje strony. Film, mimo dość drętwego aktorstwa, został pozytywnie przyjęty przez widzów. Zapoczątkował on, także boom na nielegalne wyścigi oraz tuningowanie swoich samochodów.

Kolejną produkcją było wypuszczone w 2003 roku „Za Szybcy, Za Wściekli”, gdzie do Paula Walkera dołączył Tyrese Gibson (Roman Pierce). Obaj muszą pójść na układ z policją, żeby wyczyścić swoje kartoteki. Ich zadaniem jest obalenie barona narkotykowego — Verone’a. Pomaga im w tym tajna agentka Monica Fuentes, która udaje dziewczynę antagonisty filmu. W filmie nie występuje ekipa z jedynki, z, której ostał się tylko Walker.

Oprócz scen akcji i wyścigów możemy delektować się fantastycznymi samochodami. To tutaj po raz pierwszy mamy do czynienia z Nissanem Skylinem R34. Na ekranie przed długi czas widzimy również Mitsubishi Lancer czy Eclipse. Tym razem film nie odniósł aż takiego sukcesu, mimo to wciąż był ważnym elementem środowiska motoryzacyjnego.

Z powodu nie najlepszego odbioru „dwójki” producenci obrali lekko inny kierunek, zmierzając do Japonii. Tym razem skupiamy się na zmaganiach drifterskich, co wprowadza do serii powiew świeżości, a, także dawkę nowej rozrywki. Kompletnie zmienia się, także obsada, tym razem głównym bohaterem jest uczący się driftu Sean. Do pomocy ma Hana, który zagrał w filmie tak dobrze, że znalazł się również w późniejszych częściach serii.

Wielkim plusem “trójki”, a raczej Tokio Drift, jest wszechobecna nowoczesność, świeżość. Zmiana konwencji wyszła wszystkim na dobre. Ta część w przeciwieństwie do poprzednich nie jest aż tak przewidywalna, ma w sobie kilka fabularnych twistów. W wielkim stopniu przyczyniła się, także do rozwoju kultury JDM, a utwór Teriyaki Boyz „Tokyo Drift” stał się wiecznym klasykiem.

Mniej wyścigów, więcej rozwałki

To motyw przewodni pozostałych filmów. Niestety albo i stety, seria skręciła w stronę filmów akcji, rodem z największym blockbusterów. Od czwórki z każdej strony towarzyszą nam wybuchy, strzelaniny i bronie masowego rażenia. Przez wielu to właśnie czwarta część jest uważana za najgorszą, gdyż w pewnym sensie jest trochę o niczym.

Znowu mamy wojny narkotykowe, jakiegoś przeciętnego antagonistę i coraz mniej samochodów. W piątce producenci już nawet nie kryją się z głupotami, jakie serwują swoim widzom. To w tej części główni bohaterowie ciągną samochodami ogromny sejf z pieniędzmi po ulicach Rio de Janeiro. Oczywiście wszystko wykonane z kliniczną precyzją, bez popełniania jakichkolwiek błędów. To i tak nic w porównaniu do wydarzeń z kolejnych części serii.

W szóstce popłynięto z formatem po całości. Główny zły, Owen Shaw, zbiera bliźniaczo podobną ekipę do tej z Walkerem, Dieslem czy Gibsonem. W skład nowej paczki wchodzi, także Letty (Michele Rodriguez), czyli była dziewczyna Dominica Toretto. W filmie taką zmianę wytłumaczono amnezją, która nastąpiła po wypadku z wcześniejszej części. W szóstce mamy do czynienia z czołgami, których antagoniści nie zawahają się użyć, w celu zamordowania naszych bohaterów. Oprócz tego w końcowej sekwencji dochodzi do jednej z większych głupot kina, czyli słynnego już pasa startowego. Samolot jedzie po nim z dobre 15 minut, co przeczy wszelkim normom i prawdziwym długościom lotnisk.

Siódemka dostarcza nam takich rozrywek jak skakanie samochodami ze spadochronem czy przeskakiwanie autami między wieżowcami. Ta część serii jest, także niezwykle symboliczne, ze względu na tragiczną śmierć Paula Walkera. Aktor zginął w wypadku samochodowym jeszcze w trakcie kręcenia zdjęć do nowej produkcji. Producenci wyszli jednak z wszystkiego z twarzą, oddając hołd Walkerowi i dopisując kilka pożegnalnych scen. Tak ckliwa końcówka nie ratuje jednak słabego w ogólnym rozrachunku filmu.

Przy ósemce większość fanów serii nie miała już żadnych oczekiwań, wszyscy obejrzeli film raczej z przymusu. Nic dziwnego, skoro kolejny już raz scenarzyści przechodzą sami siebie w durnych pomysłach. Tym razem to Toretto odwraca się od swojej paczki, dołączając do granej przez Charlize Theron, głównej złej. Mimo, że kolejny raz od strony realizacyjnej wszystko wygląda świetnie, muzyka jak zwykle jest dobrze dopasowana, to sama fabuła kuleje. W tej części w zakończeniu występuje łódź podwodna, która strzela rakietami, niszcząc jeżdżące po lodzie samochody. Wybitny pomysł, naprawdę czapki z głów dla tego, który na to wpadł. Na spore wyróżnienie zasługuje tutaj Jason Statham, który w wielu momentach ratuje kiczowaty i po prostu słaby film.

Dlaczego seria aż tak diametralnie zmieniła swoje podejście?

Powodów zmiany podejścia do kręcenia Szybkich i Wściekłych może być wiele. Przede wszystkim, trzeba pamiętać, że liczą się tutaj pieniądze. Od czasów „przebranżowienia” na filmy akcji, seria zaczęła przynosić ogromne zyski. W tym momencie plasuje się w czołowej dziesiątce najlepiej zarabiających uniwersów w historii kina. To wszystko dzięki temu, że produkcje stały się o wiele bardziej światowe, przystępne dla większego grona widzów.

To pewne, że więcej osób uda się na film akcji z samochodami niż na film o ulicznych wyścigach i tanich efektach specjalnych. Oprócz tego mam wrażenie, że sam format nielegalnych wyścigów trochę się wypalił. W końcu ile można nagrywać o tym samym? Świat nieustannie się zmienia, to co było na czasie w 2001 roku, niekoniecznie dalej jest popularne dwie dekady później.

Po trójce seria stanęła lekko pod ścianą, gdyż po ludzku skończyły im się wyścigowe pomysły. O wiele prościej było lekko zmienić DNA filmów niż głowić się nad wymyślnymi scenariuszami wyścigów ulicznych. Dzięki temu udało się zwabić do tego uniwersum Dwayne’a Johnsona czy wspomnianego wcześniej Jasona Stathama. Ich cechy o wiele bardziej pasują do filmów przeładowanych akcją niż do w miarę statycznych produkcji stricte o samochodach. Poza tym tacy aktorzy potrafią sprzedawać całe filmy.

Wystarczy, że ich nazwisko pojawi się na plakacie reklamowym i już jest szansa, że kogoś przyciągnie to do kina. W najnowszej części występuje nawet sam John Cena, popularny kilka lat temu sportowiec. Role epizodyczne dostają, także wszelkiej maści muzycy, jednak nie jest to świeży zabieg dla serii. Już w drugiej części szansę dostał Ludacris i pozostał w branży aż do dziś.

Co jeszcze mogą zaoferować nam Szybcy i Wściekli?

Powiedzmy sobie jasno, pomysłów ani pieniędzy reżyserom nie zabraknie nigdy. Ogranicza ich tylko własna wyobraźnia, która jak pokazuje historia, jest nieskończona. Kto wie, być może producenci będą kontynuować zamysł z przywracaniem uśmierconych przed laty postaci. Inna popularna teoria głosi, że bohaterowie zaczną cofać się w czasie, żeby naprawić swoje błędy z poprzednich filmów.

Pojawia się, także szansa na podbój kosmosu, a może nawet całych galaktyk. W końcu patrząc na poczynania bohaterów z poprzednich odsłon, można odnieść wrażenie, że są niepokonani. Najmniej prawdopodobne jest, że twórcy powrócą z serią do korzeni, że znów pojawimy się na ulicach Los Angeles. Byłoby to ciekawe doświadczenie, jak w dzisiejszych czasach zrealizowano by nielegalne wyścigi uliczne.

Niestety najprawdopodobniej się tego nie dowiemy, gdyż ten format dawno został pozostawiony w odmętach przeszłości. Z zapowiedzi producentów wynika, że seria Szybkich i Wściekłych zakończy się na jedenastej odsłonie. To oznacza jeszcze dwa filmy, w, których może wydarzyć się naprawdę wszystko. Fani spekulują nawet nad komputerowym powrotem Briana O’Connera, który w uniwersum serii jest wciąż żywy.

Akurat w to jestem w stanie uwierzyć, niektóre sceny do siódmej części dogrywał brat Paula Walkera. Niewykluczone jest, że twórcy znów poprosiliby go o pomoc, przywracając Briana na duży ekran. Z drugiej strony trochę zniszczyłoby to pomnik, jaki został mu postawiony w siódmej części. Niestety to nie ja tutaj decyduję, o wszystkim przekonamy się w kinach za kilka lat.

Twoja ocena artykułu:
Dokonaj oceny przyciskiem
cookie Cookies, zwane potocznie „ciasteczkami” wspierają prawidłowe funkcjonowanie stron internetowych, także tej lecz jeśli nie chcesz ich używać możesz wyłączyć je na swoim urzadzeniu... więcej »
Zamknij komunikat close